neo-protestantyzm konserwatyzm biblijny

czwartek, 15 sierpnia 2024

Nauczanie o krzyżu Chrystusa … (2)


Stając na straży apologetyki o nauczaniu i roli krzyża naszego Zbawiciela w życiu dzieci Bożych – przedstawiam dalszy ciąg wybranych i uznanych autorów ewangelicznych, którzy prezentowali od dawna zdrowe biblijnie podejście do tego tematu, jakże fundamentalnego aspektu naszej wiary.
AG


PRZYKŁAD 1.
A teraz przyjrzyjmy się słowom Ewangelii Łukasza 14,25-27. Czytamy tam, co następuje: „I szedł za Nim wielki lud; a obróciwszy się, rzekł do nich …”*
[dygresja autora]: Ciekaw jestem, co w takiej sytuacji ty byś zrobił? Co też byś im powiedział? Tak dalece jak ja znam ludzką naturę, przemówiłbyś do tych ludzi tak, aby ich sobie miłymi słowami zjednać. Ale Pan Jezus nigdy nie ukrywał krzyża. Jeśli droga miała być ciernista, zawsze to wyraźnie powiedział.
*„Jeśli kto idzie do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nawet i duszy swojej, nie może być uczniem moim. A ktokolwiek nie niesie krzyża swego, a idzie za Mną, nie może być uczniem Moim”.
Czyż jest to możliwe – zawołasz – aby Jezus Chrystus uważał, że człowiek musi nienawidzić swoich najbliższych, aby móc być Jego uczniem? Przeczytajmy, co jest napisane w Mat. 10,37. Mamy tutaj podany ten sam warunek, aby zostać uczniem, ale nieco w innym ujęciu. Brzmi on tak: „Kto miłuje ojca albo matkę nade Mnie, nie jest Mnie godzien; a kto miłuje syna lub córkę nade Mnie, nie jest Mnie godzien”.
Jakie są zatem warunki, aby zostać uczniem Pańskim? Odpowiedź jest zawarta w dwóch słowach: „BÓG PIERWSZY”. Te dwa słowa pragnąłbym wpisać chorągwi i zawiesić na oczach wszystkich wierzących, we wszystkich zborach całego świata! BÓG PIERWSZY.
A teraz zadajmy sobie kilka wyraźnych pytań. Czy w moim życiu na pierwszym miejscu jest Bóg, czy też pierwsze miejsce zajmuje moja praca zawodowa? Czy na pierwszym miejscu jest Bóg, czy przyjemności? Czy Bóg pierwszy, czy pieniądze? A jak się przedstawia sprawa z moją rodziną i moimi kolegami? Już więcej nie potrzebuję pytać. Czy jest rzeczą właściwą pójść tu, czy tam? Czy mogę uczestniczyć w tej czy innej rozrywce? Wystarczy powiedzieć tę jedną decyzję: Bóg pierwszy!
[…]
Otóż mąż, który Boga stawia na pierwszym miejscu w swoim życiu, bierze krzyż i idzie wiernie za swoim Panem i Mistrzem – spełnia pierwsze warunki, by stać się uczniem.
[Powyższy cytat: „Maż, którego Bóg używa” Oswald J. Smith / Wydawnictwo „Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego” (ZKE); tłumaczenie: Józef Prower; tytuł oryginału: „The man God uses”; Warszawa 1960; s. 82-83] – krótkie info o autorze na końcu tej publikacji.


PRZYKŁAD 2.
Znaczenie krzyża
Dzieło krzyża w twoim życiu nie dokonuje się łatwo. Może ono być wykonane tylko przez Ducha Świętego. Może ono wydarzyć się teraz lub później. Ale jedna rzecz jest pewna: jeżeli zrozumiałeś znaczenie krzyża, nigdy nie będziesz już tą sama osobą. Twoje życie nawiedzi nowa moc. Chrystus umarł, abyś ty mógł umrzeć w swojej starej naturze. On powstał też z martwych, abyś ty mógł powstać z Nim i stać się nowym stworzeniem.
Dużo można powiedzieć o Krzyżu. Dlaczego Chrystus umarł w ten sposób? Nie umarł On za aniołów, gdyż one tego nie potrzebowały. Nie umarł też za siebie. On nie był grzeszny. Nie umarł też za ptaki i zwierzęta. On umarł za mnie. Czy ty o tym wiesz, czy tez nie wiesz, On umarł także za ciebie. Dlaczego więc umarł za grzesznych ludzi, chociaż sam był bezgrzeszny? Dlaczego przewrotni ludzie wyśmiewali się z Niego, dlaczego taka czysta postać umiera? Chcę odpowiedzieć na te pytania w siedmiu punktach.
Po pierwsze, umarł za moje grzechy, aby wyzwolić mnie od sądu i potępienia za grzech.
Po drugie, umarł po to, abym ja mógł umrzeć w swojej grzesznej naturze.
Po trzecie, umarł, abym ja mógł umrzeć światu i jego pokusom.
Po czwarte, umarł, aby zakończyć stare stworzenie. Gdy ścinamy pień drzewa, całe drzewo upada. Podobnie też, gdy Bóg, nasz Stworzyciel, umarł, wszyscy umarli.
Po piąte, umarł, aby stać się moim żywym chlebem.
Po szóste, umarł, aby uczynić nas jednym ciałem i jedną rodziną.
Po siódme, aby uczynić nas całkowicie nowymi, podobnymi do siebie.

Gdy prawdy te są nam zrozumiałe i gdy z wiarą patrzymy na krzyż Pana Jezusa, wtedy otrzymujemy nowe życie.

Patrz i bądź podobny do Niego
W tym rozdziale nie pójdziemy już dalej. Mam tylko jedną prośbę. Nauczmy się patrzeć na krzyż Pana Jezusa Chrystusa. Grecy powiadali: „Chcemy zobaczyć Jezusa”. A nasz Pan powiedział: „Moi drodzy przyjaciele, chcecie mnie zobaczyć? Wtedy przede wszystkim bądźcie uczestnikami mojej śmierci, umierającego w ziemi ziarenka pszenicy”.* Nikt nie może siebie zbawić. Może próbować wielu środków: post, płacz, długie modlitwy, zadawanie sobie cierpień; jednak taki człowiek nie zbawi siebie. Uczestnikami śmierci Pana Jezusa Chrystusa stajemy się przez wiarę. Na przykład, niektórzy są nałogowymi palaczami tytoniu. Mogą obiecywać sobie: „Od jutra przestaję palić”, ale po tygodniu w tajemnicy znowu kopcą. Stali się oni niewolnikami tego nałogu. Zmagają się z nim i nie uzyskują zwycięstwa. Ale gdy pojmą znaczenie krzyża, wszystkie ich grzechy i wady znikają w jednej sekundzie. Przez moc i działanie krzyża Pana Jezusa Chrystusa otrzymujemy zwycięstwo nad grzechem.
Gdy przyglądamy się krzyżowi, stajemy się podobni do Pana Jezusa. Na przykład, przypatrzmy się małżeństwom. Przed ślubem kierowali się zewnętrznym wyglądem, ale po ślubie, bardziej cenią w sobie zalety wewnętrzne. Chociaż przed ślubem byli tak różni od siebie, po wielu latach współżycia są jak brat i siostra. Podobnie jest też, gdy życie Pana Jezusa przychodzi do ciebie. Gdy rozwija się w tobie dzieło krzyża, jesteś coraz bardziej podobny do Niego.
Możesz być świadkiem cudów i śnić wspaniałe sny, ale nie zobaczysz Pana, zanim nie przyjdziesz do krzyża i przy pomocy wiary nie poznasz, czego On dokonał dla ciebie. Wtedy możesz widzieć Go zawsze, możesz widzieć Go każdego dnia i na każdym miejscu, możesz widzieć Jego niebiańską chwałę. Co za radość! Gdy nauczysz się patrzeć na krzyż, zaczniesz upodabniać się do Niego. Jeżeli nie miałeś jeszcze tych przeżyć, przyjdź i doświadcz tego teraz.

*parafraza słów / znaczenia - nauki Pana Jezusa na podstawie czterech synoptycznych Ewangelii i nauki apostolskiej w całym kanonie Nowego Testamentu (przypisek autora tego bloga - „oczekując Chrystusa”).

[Powyższy cytat: „Źródło naszego szczęścia” praca zbiorowa; tłumaczyli z ang.: Konstanty Wiazowski, Krzysztof Bednarczyk; baptystyczne - Wydawnictwo „Słowo Prawdy”, wydanie pierwsze; Warszawa 1970; s. 233-235]


PRZYKŁAD 3.
Zawsze znajdą się tacy, którzy twierdzić będą, że cierpienie jest zjawiskiem bezsensownym i że nie da się mu przypisać żadnego celu. W starożytności twierdzili tak zarówno stoicy (którzy głosili konieczność poddawania się nieubłaganym prawom natury), jak i epikurejczycy (nauczający, iż najlepszą ucieczką od przypadkowości świata jest dążenie do przyjemności). Obecnie mamy egzystencjalistów, którzy wierzą, iż wszystko włącznie z życiem , cierpieniem i śmiercią jest bezsensowne i dlatego absurdalne. Chrześcijanie nie mogą jednak podążać ich śladem, bowiem wiedzie on w ślepą uliczkę. Jezus stwierdza, że cierpienie zachodzi „na chwałę Bożą” po to, aby Syn Boży mógł być przez nie uwielbiony oraz aby się „objawiły dzieła Boże”. Wydaje się, iż oznacza to, że w jakiś sposób (który jeszcze trzeba zbadać) Bóg działa, objawiając swą chwałę w cierpieniu poprzez i poprzez cierpienie, podobnie jak czynił to (choć w odmienny sposób) poprzez cierpienie Chrystusa. Jaki więc zachodzi związek pomiędzy cierpieniami Chrystusa a naszymi cierpieniami? W jaki sposób krzyż może przemawiać do nas, pogrążonych w bólu? W oparciu o Pismo chciałbym teraz przedstawić sześć możliwości odpowiedzi na powyższe pytania, czyniąc to w określonym porządku: od najprostszych do bardziej złożonych.

=> CIERPLIWA  WYTRWAŁOŚĆ
Po pierwsze, krzyż Chrystusa jest zachętą do cierpliwej wytrwałości. Pomimo, iż cierpienie powinniśmy uznawać za zło, a więc zdecydowanie mu się sprzeciwiać, to jednak zdarzają się sytuacje, kiedy trzeba je realnie przyjąć. Wówczas inspiracją do naśladowania staje się dla nas przykład Jezusa, dany nam w Nowym Testamencie. Na ten właśnie przykład zwraca uwagę swych adresatów Piotr, szczególnie gdy swe słowa kieruje do chrześcijan, którzy są niewolnikami, a mają surowych właścicieli. Przypomnijmy, że jest to czas prześladowań za Nerona. Nie mieliby żadnej szczególnej zasługi – wykazuje apostoł – gdyby cierpliwie znosili razy, karani za jakiś występek. Ale jeżeli znoszą ze spokojem cierpienie niezawinione, to podoba się to Bogu. Dlaczego? Ponieważ niezasłużone cierpienie jest elementem chrześcijańskiego powołania, skoro sam Chrystus cierpiał za nich, pozostawiając im przykład i nakłaniając ich, by podążali Jego śladem. Choć był bez grzechu, złorzeczono mu; On jednak nigdy nie odpowiadał złorzeczeniem (1 Ptr. 2:18-23). Jezus dał nam przykład zarówno wytrwałości, jak i zaniechania odpłaty, co powinno zachęcać nas do wytrwałości w naszym chrześcijańskim biegu. Powinniśmy patrzeć na Jezusa, gdyż On „wycierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę”. A więc pomyślmy o tym, który od grzeszników zniósł tak wielkie sprzeciwy wobec siebie, abyśmy nie upadali na duchu, utrudzeni.” (Hebr. 12:1-3).
Choć oba te przykłady wiążą się konkretnie z opozycją lub prześladowaniem, wydaje się słuszne poszerzenie ich zastosowania. Chrześcijanie w każdym pokoleniu czerpali natchnienie z cierpień Jezusa (których punkt kulminacyjny nastąpił na krzyżu), wytrwałość do znoszenia niezasłużonego bólu, bez narzekania czy chęci odpłaty. Prawdą jest, że wielu rodzajów cierpienia Jezus nie musiał znosić. Lecz Jego cierpienia i tak w dużej mierze reprezentowały człowiecze cierpienie w ogólności.

=> DOJRZAŁOŚĆ  W  ŚWIĘTOŚCI
Po drugie, krzyż Chrystusa jest ścieżką wiodącą nas do dojrzałości w świętości. Choć może to niezwykłe, ale dodajmy: „dla Niego i dla nas”. Rozważmy, jakie znaczenie niosą z sobą pewne dwa przeważnie zaniedbywane wersety z Listu do Hebrajczyków:
„Przystało bowiem, aby Ten, dla którego i przez którego istnieje wszystko, który przywiódł do chwały wielu synów, sprawcę ich zbawienia uczynił doskonałym przez cierpienia” (2:10).* „I chociaż był synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał, a osiągnąwszy pełnię doskonałości, stał się dla wszystkich, którzy są mu posłuszni, sprawcą zbawienia wiecznego.” (5:8-9; por. 7:28).

*[Od autora tego bloga: werset tu cytowany pochodzi z przekładu: „Biblii Warszawskiej” / BW.
W tłumaczeniu: „Uwspółcześnionej Biblii Gdańskiej” / UBG brzmi on następująco: „Wypadało bowiem temu* , dla którego jest wszystko i przez którego jest wszystko, aby, doprowadzając wielu synów do chwały, wodza ich zbawienia uczynił doskonałym przez cierpienie.” (Hebr. 2:10).
*Temu / Bogu Ojcu, który ze swej łaski uczynił przez cierpienie doskonałym człowieczeństwo swego Syna na ziemi; Syna - Boga Jezusa Chrystusa, który dobrowolnie „ogołocił się” z należnej Mu Boskiej chwały (którą miał wcześniej w Niebie) - pełniąc swą zbawczą misję wśród ludzi, poddając się cierpieniu jako bezgrzeszny człowiek.]

Oba wersety mówią o pewnym procesie, któremu Jezus został poddany i na skutek którego osiągnął „pełnię doskonałości”. Oba przypisują ten pomyślny rezultat „cierpieniu” Jezusa. Nie chodzi oczywiście o to, że Jezus był niedoskonały w tym sensie, jakoby czynił zło, gdyż List do Hebrajczyków wyraźnie podkreśla Jego bezgrzeszność.*
*[Hebr. 4:15 i 7:26]
Chodzi raczej o to, że potrzebował dalszych doświadczeń i okazji po to, aby stać się »teleios« – „dojrzałym”. W szczególności „nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał”. Posłuszny był zawsze; Jego cierpienia były jednak sprawdzianem, w którym Jego posłuszeństwo stało się w pełni dojrzałe.
Jeśli więc cierpienie było środkiem, dzięki któremu bezgrzeszny Chrystus stał się dojrzały, tym bardziej my potrzebujemy tego środka ze względu na naszą grzeszność. Znaczące jest, że również Jakub używa podobnej frazeologii, odnosząc pojęcie „doskonałości” i „dojrzałości” do chrześcijan. Tak jak cierpienie doprowadziło Chrystusa do dojrzałości poprzez posłuszeństwo, podobnie prowadzi ono do dojrzałości i nas, wierzących, przez wytrwałość.
„Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie, wiedząc, że doświadczenie wiary waszej sprawia wytrwałość, wytrwałość zaś niech prowadzi do dzieła doskonałego, abyście byli doskonali (»teleioi« – „dojrzali”) i nienaganni, nie mający żadnych braków.” (Jak. 1:2-4; por. Rzym. 5:3-5).

=> CIERPIENIE  I  SŁUŻBA
Po trzecie, krzyż Chrystusa jest symbolem cierpienia w służbie. Wspomnijmy tu dobrze nam znane „pieśni sługi” z Księgi Izajasza, których jest cztery czy pięć, a które tworzą razem wizerunek „cierpiącego sługi Pana” [*], bowiem w niniejszym, ostatnim już rozdziale będziemy rozważać związek pomiędzy cierpieniem a służbą. Cichy w swym charakterze i postępowaniu (nigdy nie będzie krzyczał ani nie podniesie swego głosu) i łagodny w kontaktach z innymi (nigdy nie złamie nadłamanej trzciny ani nie stłumi zamierającego płomyka), został jednak powołany przez Jahwe jeszcze zanim się narodził, napełniony Bożym Duchem i otwarty na Jego Słowo. Wszystko po to, aby przywieść Izraela na powrót do Boga i żeby być światłem dla narodów. Wytrwa w swym zadaniu, z kamienna twarzą, choć Jego plecy znosić będą chłostę, ludzie będą rwać Jego brodę, będą pluli Mu w twarz. Zostanie poprowadzony jak jagnię na rzeź i umrze, ponosząc grzechy wielu. A jednak w rezultacie Jego śmierci wielu zostanie usprawiedliwionych, a na narody spłynie błogosławieństwo. W całym tym obrazie uderza nas szczególnie fakt, że cierpienie i służba, męka i misja są ze sobą połączone. Widzimy to wyraźnie w osobie Jezusa, który jest cierpiącym sługą par excellence; musimy wszak pamiętać, że misja sługi polegająca na zaniesieniu światłości narodom ma być również spełniana przez Kościół (Dz. 13:47). A więc tak dla Kościoła, jak i dla Zbawiciela cierpienie i służba są ze sobą związane. Co więcej, cierpienie nie tylko jest integralną częścią służby: cierpienie jest niezbędne dla służby owocnej i skutecznej. Taki wniosek płynie nieodparcie ze słów samego Jezusa:
„A Jezus odpowiedział im, mówiąc: Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje. Kto miłuje życie swoje, utraci je, a kto nienawidzi życia swego na tym świecie, zachowa je ku żywotowi wiecznemu. Jeśli kto chce Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam i sługa Mój będzie, jeśli kto Mnie służy uczci go Ojciec Mój (…). A gdy Ja będę wywyższony ponad ziemię, wszystkich do siebie pociągnę. A to powiedział, by zaznaczyć, jaka śmiercią umrze.” (Jan. 12:23-26.32-33) [**].

[*] Iz. / Księga Izajasza 42:1-4, prawdopodobnie również 44:1-5; 49:1-6; 50:4-9; 52:13-53:12 (przypis autora „Krzyż Chrystusa”)
[**] Fragment Słowa Bożego w tłumaczeniu: „Biblii Warszawskiej” / BW (przypis autora tego bloga)

Trudno jest przyjąć lekcję, jakiej udziela nam ziarno pszenicy. Śmierć jest czymś więcej niż drogą do życia – jest sekretem obfitego plonu. Jeżeli ziarno pszenicy nie znajdzie się w ziemi i nie obumrze, będzie tylko pojedynczym ziarnem. Jeżeli zachowa swój żywot, pozostanie samo. Jeżeli jednak obumrze, zwielokrotni się. W pierwszej kolejności Jezus odnosi to przede wszystkim do siebie. Czytamy, że chcieli Go ujrzeć pewni Grecy. Jezus natomiast bliski był „uwielbienia w śmierci”. Wkrótce miał zostać wywyższony na krzyżu, aby przyciągnąć do siebie ludzi wszystkich narodów. W trakcie swej ziemskiej posługi ograniczał się raczej do „owiec, które poginęły z domu Izraela”. Po swojej śmierci i zmartwychwstaniu uzyska jednak powszechną władzę i moc, która przyciągać będzie wszystkich.
[…]
Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest Paweł. Przeanalizujmy poniższe fragmenty pochodzące z trzech różnych jego listów.
►„Dlatego ja, Paweł, jestem więźniem Chrystusa Jezusa za was pogan (…) przeto proszę was, abyście nie upadali na duchu z powodu udręk, jakie za was znoszę, wszak to chwała wasza.” (Efez. 3:1.13).
►„Teraz raduję się z cierpień, które za was znoszę i dopełniam na ciele moim niedostatku udręk Chrystusowych za ciało Jego, którym jest Kościół.” (Kol. 1:24).
►„… Według mojej ewangelii, dla której cierpię (…). Dlatego wszystko znoszę przez wzgląd na wybranych, aby i oni dostąpili zbawienia, które jest w Chrystusie Jezusie, wraz z chwałą wiekuistą.” (2 Tym. 2:8-10).
We wszystkich tych trzech fragmentach Paweł stwierdza, że znosi cierpienia ze względu na innych wierzących („za was pogan”, „za ciało Jego [Chrystusa], którym jest Kościół”, „przez wzgląd na wybranych”). Ponieważ czyni to dla nich, wierzy, że będą czerpać pożytek z jego cierpień. Jaki to pożytek? We fragmencie z Listu do Kolosan Paweł stwierdza, że jego cierpienia „dopełniają niedostatku cierpień Chrystusowych”. Lecz nie mniemajmy, że oto Paweł przypisuje swoim cierpieniom skuteczność w przebłaganiu. Bynajmniej! Apostoł wielokrotnie podkreśla, że dzieło przebłagania zostało ukończone przez Chrystusa na krzyżu. Poza tym, mówiąc o swoim cierpieniu, czyli „udręce”, używa tu szczególnego słowa – »thlipseis« (prześladowania).

=> NADZIEJA  CHWAŁY
Po czwarte, krzyż Chrystusa jest nadzieją ostatecznej chwały. Jezus wyraźnie wybiega wzrokiem poza samą śmierć, widząc swe zmartwychwstanie, a ponad cierpieniem dostrzega swą chwałę. I rzeczywiście, we wszystkich doświadczeniach umacniała Go „postawiona przed Nim radość” (Hebr. 12:2 wg New International Version – red.). Równie oczywiste jest, że oczekiwał, iż Jego naśladowcy będą podzielać tę perspektywę. Nieuchronność cierpienia to regularnie pojawiający się motyw zarówno w Jego nauczaniu, jak i nauczaniu apostołów. Jeżeli więc świat nienawidzi Jezusa i prześladuje Go, to będzie nienawidził i prześladował także Jego uczniów. Cierpienie jest w rzeczywistości darem od Boga wszystkich spośród Jego ludu, stając się częścią ich powołania. Dlatego nie powinni być nim zdumieni, bowiem nie dzieje się nic nadzwyczajnego, gdy cierpią. Mają wręcz oczekiwać cierpienia. Najbardziej wyraziście oddają to słowa Pawła: „wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w w Jezusie Chrystusie, prześladowanie znosić będą” [Zob. np.: Mat. 1:10-12; Jan. 15:18-21; Filip. 1:30; 1 Tes. 3:3; 1 Ptr. 2:21 i 4:12; 2 Tym. 3:12].
Co więcej, cierpiąc za Jego przykładem, cierpią razem z Nim. Są teraz nie tylko obserwatorami Jego cierpień, nie tylko świadkami, nawet kimś więcej niż naśladowcami. Bowiem faktycznie uczestniczą w Jego cierpieniach – mają udział w Jego „kielichu” i „chrzcie” [Zob. np.: Mar. 10:38; 2 Kor. 1:5; Filip. 3:10; 1 Ptr. 4:13 i 5:1].
A więc tak jak, uczestniczą w Jego cierpieniach, tak będą również uczestniczyć w Jego chwale. Nieuchronność cierpienia to nie tylko wynik antagonizmu ze światem, lecz także niezbędne przygotowanie: „musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego” – ostrzegali apostołowie nowo nawróconych w Galacji. Teraz rozumiemy, że niezliczony tłum odkupionych, stojących przed Bożym tronem, opisuje Jan jako tych, którzy „przychodzą z wielkiego ucisku” (z kontekstu wynika, że jest to alegoria życia chrześcijańskiego) oraz tych, którzy „wyprali szaty swoje, i wybielili je we krwi Baranka” [Zob. np.: Dz. 14:22; Rzym. 8:17; 2 Tym. 2:11-12; 1 Ptr. 4:13 i 5:1-10; Obj. 7:9.14].
A więc to nadzieja chwały sprawia, że cierpienie staje się możliwe do zniesienia. Istotną perspektywą, którą winniśmy w sobie wypracować, jest perspektywa odwiecznego zamiaru Boga. Zgodnie ze swym zamiarem Bóg uczyni nas świętymi, na podobieństwo Chrystusa. Powinniśmy częściej rozważać te teksty Nowego Testamentu, które łączą odwieczność z czekającą nas wiecznością w jeden horyzont. Bóg „w Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nienaganni przed obliczem Jego”. Celem Boga jest stawić nas „nieskalanych z weselem przed oblicze swojej chwały”. To właśnie wówczas gdy ten horyzont historii znajdzie się w zasięgu naszej perspektywy, zrozumiemy, „że utrapienia teraźniejszego czasu nic nie znaczą w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić”. Zobaczymy, że „nieznaczny chwilowy ucisk przynosi nam przeogromną obfitość wiekuistej chwały”. Ale czym jest ta „chwała”, to ostateczne przeznaczenie, ku któremu Bóg współdziała we wszystkim dla dobra, włączając w to nasze cierpienia? Abyśmy „się stali podobni do obrazu Syna Jego”. Ta perspektywa przyszłości, która sprawia, iż cierpienie staje się możliwe do zniesienia, to nie jakaś zapłata w formie „nagrody”. Powiedzenia: „nie ma bólu, nie ma laurów” lub „nie ma krzyża, nie ma korony”, nie pasują zupełnie do tego, o czym mówimy. Jedynym wynagrodzeniem, lecz cenniejszym niż wszystko inne, będzie chwała Chrystusa w nas, Jego własny obraz, doskonale w nas odzwierciedlony: „będziemy do Niego podobni, gdyż ujrzymy Go takim, jakim jest” [Efez. 1:4; Jud. 24; Rzym. 8:18; 2 Kor. 4:17; Rzym. 8:28; 1 Jana 3:2].

=> WIARA  I  KSIĘGA  JOBA
Po piąte, krzyż Chrystusa jest podstawą racjonalnej wiary. Wszelkie cierpienie fizyczne i emocjonalne stanowić będzie z pewnością próbę dla naszej wiary. Czy trwanie w zaufaniu do Boga, kiedy przychodzi na nas nieszczęście, może być racjonalne? Najlepszą odpowiedź na to pytanie znajdujemy w Księdze Joba. Poświęćmy więc trochę czasu i uwagi, by jasno przedstawić tezę postawiona w tej księdze.
Job jawi się nam jako człowiek „nienaganny i prawy, bogobojny i stroniący od złego”. Następnie Czytelnik ma możliwość wglądu w wydarzenia rozgrywające się w sali audiencyjnej Pana Boga. Ich rezultat jest następujący: na Joba spada seria nieszczęść; zostaje pozbawiony swych trzód, swych sług, swych synów i córek oraz zdrowia. Trudno wyobrazić sobie większa tragedię. Pozostała część księgi przegląd całego zestawu możliwych odpowiedzi na pytanie o cierpienie. W dyspucie pierze udział sam Job, jego trzej przyjaciele, którzy go „pocieszają”, młodzieniec imieniem Elihu i w końcu – sam Bóg. Każda ze stron w debacie prezentuje odmienną postawę. Szczególnie warto zwrócić uwagę, jaką rolę przypisują własnemu „ja”.
Postawa Joba polega głównie na użalaniu się nad sobą i na wykazywaniu swej prawości. Nie chce postąpić zgodnie z radą swojej żony, aby „złorzeczyć Bogu i umrzeć”. Niemniej już na początku przeklina dzień swych narodzin, a następnie przepełniony bólem życzy sobie śmierci. W całości odrzuca oskarżenia swych trzech przyjaciół; więcej nawet – sam miota oskarżenia przeciwko Bogu. Bóg obszedł się z nim brutalnie, aż do okrucieństwa; postąpił wobec niego bezlitośnie. Co gorsza, Bóg całkowicie odmówił mu sprawiedliwości (27:2). Sam spór pomiędzy Bogiem a Jobem jest w istocie wielką niesprawiedliwością, ponieważ biorąc w nim udział strony nie są sobie równe! O, gdybyż tylko można było znaleźć jakiegoś pośrednika, który mógłby rozsądzić pomiędzy nimi! Gdyby tyko on sam mógł odszukać Najwyższego i osobiście przedstawić Mu zarzuty przeciwko Niemu! Job cały czas uparcie broni swej niewinności i jest przekonany, że pewnego dnia zostanie zrehabilitowany.
[…]
W końcu kiedy Job, przyjaciele-pocieszyciele i Elihu wyczerpują już swe argumenty, do dyskusji włącza się sam Jahwe. Sądząc w oparciu o reakcję Joba, zalecaną przez Boga postawę, jaką powinien przyjąć Job, możemy nazwać pełnym oddaniem. Bóg daleki jest od tego, by przyłączyć się do trzech przyjaciół Joba w ich oskarżeniach; nie wini też Joba, że ów broni swej niewinności (42:8). Odpowiada mu, ponieważ poważnie traktuje jego skargi. Job wyznaje, że „mówił nierozumnie”: w żadnym razie nie jest słuszne zrzucanie winy na Boga, oskarżanie Go, a tym bardziej – poprawianie (42:3). „Czy chcesz rzeczywiście podważać Moją sprawiedliwość?” - zapytuje Bóg (40:8). Job zapewnia: „Tylko ze słyszenia wiedziałem o Tobie, lecz teraz moje oko ujrzało Cię, przeto odwołuję moje słowa i kajam się w prochu i popiele” (42:5-6). Poprzednio Job bronił się, użalał się nad sobą, domagał się uznania swej niewinności oraz oskarżał Boga. Teraz gardzi sobą, a Bogu oddaje cześć. Cóż takiego zrozumiał Job? Co takiego „ujrzał”, co odmieniło jego postawę, tak że nie bronił się już, lecz zdecydował się podporządkować?
Bóg nakłonił Joba, aby ten spojrzał na nowo na stworzenie i odkrył chwałę Stwórcy. Gdzie był Job, kiedy powstawały ziemia i morze? Czy potrafi sprawować kontrolę nag opadami śniegu, czy panuje nad burzami, czy wytycza drogi gwiazdom? Czy posiada doświadczenie potrzebne do sprawowania pieczy nad światem zwierzęcym – lwami i górskimi kozicami, dzikimi osłami i strusiami, końmi, sowami i orłami. Czy Job jest w stanie poznać tajemnice i podporządkować sobie siłę hipopotama i krokodyla? Bóg dokonuje przed Jobem wprowadzenia we wspaniałość natury – objawia mu swój geniusz twórczy. To wystarcza, aby uciszyć Joba, który porzuca swe oskarżenia. Ciągle jeszcze cierpiący, w boleści, decyduje upokorzyć się, okazać skruchę. Nawraca się więc, odstępuje od swojego buntu i zaczyna ponownie ufać Bogu.
Skoro zaufanie Joba do Boga (którego mądrość i moc objawiają się w stworzeniu) miało racjonalne podstawy, tym bardziej racjonalna będzie nasza ufność, złożona w Bogu, którego miłość i sprawiedliwość zostały objawione na krzyżu. Racjonalność zaufania opiera się na poznanej wiarygodności przedmiotu zaufania. Nie ma nikogo bardziej wiarygodnego od Boga. Krzyż Chrystusa jest dla nas zapewnieniem, że klęska sprawiedliwości lub porażka miłości czy teraz, czy w dniu ostatecznym, to zupełna niemożliwość. „On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakżeby nie miał z Nim darować nam wszystkiego?” (Rzym. 8:23). To właśnie Bóg ofiarujący na siebie samego w darze, jakim jest Jego Syn, przekonuje nas, że nie odmówi nam niczego, aby zaspokoić każdą naszą potrzebę oraz nie pozwoli, aby cokolwiek oddzielało nas od Jego miłości (ww. 35-39). A więc na etapie wyznaczonym z jednej strony przez krzyż (gdzie Boża miłość i sprawiedliwość zaczęły objawiać się w wyraźny sposób), z drugiej zaś – przez dzień sądu (kiedy miłość i sprawiedliwość zostaną objawione w całej pełni), najrozsądniejszą rzeczą jest ufać Bogu. Wprawiajmy się lepiej do wspinaczki, bowiem wejść musimy na górę zwaną Golgota, i z tego miejsca patrzeć na panoramę życia oraz wszelkie jego tragedie. Krzyż nie rozwiązuje problemu cierpienia, ale daje nam właściwą perspektywę patrzenia na cierpienie. Ponieważ Bóg zademonstrował swą świętą miłość i sprawiedliwość w wydarzeniach krzyża – historycznym fakcie, żadne inne wydarzenie (obojętnie czy to na skalę osobista czy globalną) nie może tego przekreślić ani temu zaprzeczyć. Z pewnością właśnie dlatego ów zwój z Objawienia (księga historii i przeznaczenia) znajduje się obecnie w rękach zabitego Baranka, i dlatego tylko On jest godzien złamać jej pieczęcie, objawić jej treść i kontrolować bieg przyszłości.

=> BÓL  BOGA
[Po szóste] Kolejny sposób powiązania cierpień Chrystusa z naszymi jest najważniejsze w całej sekwencji. Mianowicie krzyż Chrystusa to dowód, że Bóg w swej miłości solidaryzuje się z nami w naszym cierpieniu. Albowiem to nie żądło cierpienia jest samo w sobie nieszczęściem. Nie jest nim nawet ból czy niesprawiedliwość, lecz pozorne opuszczenie przez Boga w cierpieniu. Ból można znieść, ale obojętności Boga – nie. Czasami wyobrażamy sobie, że Bóg drzemie sobie smacznie lub że odprężony, zasiadł w swym wygodnym niebiańskim fotelu na biegunach, i kołysze się w przód i w tył, podczas gdy na ziemi miliony ludzi umierają np. z głodu. Myślimy o Nim jako o widzu, który niemalże napawa się oglądanym spektaklem zatytułowanym „cierpienie świata”, kontent w zaciszu własnego bezpieczeństwa. Yancey posuwa się jeszcze dalej, wypowiadając myśl, która być może przyszła nam do głowy, lecz nigdy nie ośmieliliśmy się jej wypowiedzieć na głos: „Jeżeli Bóg faktycznie posiada władzę w jakiś sposób związaną z wszelkim cierpieniem świata, to dlaczego jest tak kapryśny niesprawiedliwy? Czy nie jest przypadkiem kosmicznym sadystą, któremu przyjemność sprawia oglądanie, jak wijemy się z bólu?” [Ph. Yancey, Where is God When it Hurts, s. 63]. Job stwierdza coś bardzo podobnego: Bóg „szydzi z rozpaczy niewinnych” (9:23). Ale krzyż zadaje kłam tej straszliwej karykaturze Boga. Nie powinniśmy wyobrażać Go sobie w fotelu na biegunach, lecz na krzyżu. Bóg, który dopuszcza, abyśmy cierpieli, kiedyś sam cierpiał w Chrystusie, a obecnie dalej cierpi wraz z nami i za nas. Ponieważ krzyż był wydarzeniem historycznym jednorazowym, w którym Bóg w Chrystusie poniósł nasze grzechy i umarł należną nam śmiercią, powodowany przez swą miłość i sprawiedliwość, nie powinniśmy mniemać, że oznacza to, jakoby Bóg nieustannie i wiecznie ponosił ludzki grzech w swym sercu. Lecz Pismo pozwala nam twierdzić, że odwieczna, święta miłość Boga, która w niepowtarzalny sposób przejawiła się w ofierze krzyża, dalej cierpi wraz z nami w każdej sytuacji, w którą zaangażowane jest cierpienie człowieka. Czy to jednak słuszne mówić o cierpiącym Bogu? Czy nie zabrania nam tego tradycyjna doktryna, w myśl której niemożliwe jest, aby Bóg cierpiał? Łaciński przymiotnik impassibilis oznacza „niezdolny do cierpienia”, a więc „pozbawiony emocji”. Jego grecki odpowiednik apathēs stosowany był przez filozofów w odniesieniu do Boga. Uważali oni, że Bóg nie angażuje się zarówno w przyjemności, jak i w ból, gdyż to naruszałoby Jego spokój.
[…]
Żaden czynnik nie może wpłynąć na Boga wbrew Jego woli, czy zewnętrzny, czy wewnętrzny. Bóg nigdy nie stanie się mimowolna ofiarą jakichś zewnętrznych wpływów czy tez emocji, które mogłyby Go nękać od wewnątrz. Jak powiada Temple, „w sensie ściśle formalnym Bóg, tak jak objawił Go Chrystus, jest pozbawiony uczuć i namiętności. Jest On stworzycielem – Najwyższym. Nigdy nie pozostaje bierny w tym sensie, że dzieje się z Nim coś, na co On się nie zgadza. Zachowuje stałość, nie bywa miotany uczuciami”. Niemniej Temple słusznie stwierdza, że określenie „nie może cierpieć”, stosowane przez większość teologów, w rzeczywistości oznacza „niezdolny do cierpienia” i że „tak rozumiane, w doniesieniu do Boga jest całkowicie fałszywe.” [W. Temple, „Christus Veritas”, s. 269].
To prawda, że język Starego Testamentu jest językiem przylegającym do naszego ludzkiego rozumienia, stąd Bóg przedstawiony został tak, jakoby doświadczał ludzkich emocji. Lecz uznanie, iż Jego uczucia nie są tożsame z ludzkimi, nie oznacza, że kwestionujemy ich istnienie. Jeżeli więc są one tylko i wyłącznie metaforą, „to jedynym bogiem jaki nam pozostaje, jest nieskończony ocean metafizyki.” [Vincent Tymms, cyt. w: J. K. Mozley, „Impassibility of God”, s. 146].

[od autora „Krzyż Chrystusa” z innego odnośnika: »Fragmenty mówiące o tym, że Bóg nie zmienia swego postanowienia, sprawiedliwości i uczuć zob. 4 Mojż. 23:19; 1 Sam. 15:29; Ezech. 18:25; Mal. 3:6«]

[…]
Czytamy, że przed potopem Jahwe żałował „żałował”, iż stworzył człowieka „i bolał nad tym w sercu swoim”. A kiedy w okresie sędziów naród żydowski pędził żywot pod obcym jarzmem, Jahwe „zniecierpliwił się (…) niedolą Izraela” [1 Mojż. 6:6-7; Sędz. 10:16]. Najbardziej przemawiają do nas te sytuacje, kiedy to poprzez proroków Bóg wyraża współczucie i tęsknotę do swego narodu, zwracając się do Izraela bezpośrednio: „Miłością wieczną umiłowałem cię”. „Czy kobieta może zapomnieć o swoim niemowlęciu? Choćby nawet one zapomniały, jednak Ja ciebie nie zapomnę”. „Jakże mógłbym cię porzucić, Efraimie, zaniechać ciebie, Izraelu? (…) Zadrżało we Mnie serce, byłem do głębi poruszony” [Jer. 31:20; 31:3; Izaj. 49:15; Ozea. 11:8].
Co więcej, skoro pełne i ostateczne objawienie się Boga dane nam zostało w Jezusie, to czyż Jego uczucia i cierpienie nie są autentycznym odzwierciedleniem uczuć i cierpień samego Boga? Autorzy Ewangelii przypisują Jezusowi wszelkie ludzkie emocje – od miłości i współczucia przez gniew i oburzenie aż po smutek i radość. Upór ludzkich serc powodował Jego cierpienie i gniew. Przy grobie Łazarza, w obliczu śmierci płakał ze smutku. Na zatwardziałych „spoglądał z gniewem”. Płakał nad Jerozolimą, rozpaczając nad jej ślepotą i uporem. Dziś w dalszym ciągu może On rozumieć „nasze słabości”, odczuwając je wraz z nami [Mar. 3:5; Jan. 11:35.38; Łuk. 13:34-35 i 19:41-44; Hebr. 4:15; zob. także B. B. Warfield, „The Emotional Life of our Lord” (1912 r.) - artykuł (w:) »Work of Christ« red. S. G. Craig, s. 93-145].
Najlepszym sposobem, aby zmierzyć się z tradycyjnym poglądem mówiącym o niemożności odczuwania cierpienia przez Boga będzie pytanie, jaki sens ma miłość, która kochającego nic nie kosztuje. Jeżeli miłość jest dawaniem siebie, to w sposób nieuchronny będzie podatna na ból, ponieważ stwarza ryzyko odrzucenia i zniewagi. „Pod wpływem fundamentalnego dla chrześcijaństwa twierdzenia, że Bóg jest miłością – pisze Moltmann – pryska czar i zaklęcie rzucone przez arystotelesowską doktryną Boga (który nie jest w stanie cierpieć). Jeśli Bóg jest niezdolny do cierpienia (…) to jest również niezdolny do miłości”. Bowiem „ten, kto jest zdolny do miłości, jest również zdolny do cierpienia. Świadomie podejmuje gotowość do cierpienia, które jest wpisane w miłość. Dlatego właśnie Bonhoeffer pisał z więzienia w liście do swojego przyjaciela Eberharda Bethge na dziewięć miesięcy przed swą egzekucją: „Tylko Bóg cierpiący może tu pomóc” [D. Bonhoeffer, »Letters and Papers«, s. 361].
Godne szczególnego miejsca w niniejszych rozważaniach są wnioski japońskiego uczonego, luteranina, Kazoha Kitamori. Jest on zdecydowanym przeciwnikiem idei, jakoby Bóg nie był zdolny do cierpienia. Jego książka zatytułowana: „Theology of the Pain of God” („Teologia cierpienia Boga”) powstała w 1945 roku wkrótce po zrzuceniu bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Inspiracja dla tej książki stał się, jak wyznaje nam autor, tekst z Księgi Jeremiasza 31:20. Bóg mówi tam o swym wnętrzu, czyli sercu. „Moje wnętrze wzrusza się nad nim (Efraimem); zaiste muszę się nad nim zlitować.”. „Istota Ewangelii – pisze Kitamori – objawiła się mi wówczas jako Boży ból” (s. 19). Po pierwsze, gniew Boga skierowany przeciwko grzechowi sprawia ból temu samemu Bogu. „Gniew Boga jest gniewem stanowczym i absolutnym – czytamy – Możemy śmiało założyć, że uznanie Bożego gniewu jest początkiem mądrości.”. Bóg jednak miłuje ludzi, którzy są jednocześnie przedmiotem Jego gniewu. Stąd „ból Bożej duszy jest drugą stroną miłowania tych, którzy są przedmiotem Jego gniewu.”. To właśnie w spotkaniu Bożej miłości i gniewu rodzi się Boży ból. Tutaj bowiem – sięgnijmy po interesująca tezę Lutra – „Bóg toczy spór z Bogiem”. „Fakt, iż Bóg biorący udział w zmaganiach to nie dwóch różnych Bogów. To ten sam Bóg zadaje sobie ból.” (s. 21). Ból Boga jest „syntezą Jego gniewu i miłości” (s. 26) oraz „Jego istotą” (s. 47). Idea ta najpełniej uwidacznia się w krzyżu. Widzimy tam bowiem „boleść Boga, będącą wynikiem Jego miłości – Boga, który przywołuje na siebie swój gniew przeciwko nam, grzesznikom, Tego, który sam przyjmuje powalający cios swego gniewu.” (s. 123).
Jest to nad podziw śmiała frazeologia. Takie ujęcie pomaga nam dostrzec, że Bóg doświadcza cierpienia zawsze wtedy, kiedy Jego gniew i miłość, Jego sprawiedliwość i miłosierdzie stają naprzeciw siebie, również i dziś.

[Powyższy cytat: „Krzyż Chrystusa” John R. W. Stott (1986); Wydawnictwo „Credo” - wydanie pierwsze, Katowice 2003; tłumaczenie: Andrzej Gandecki; tytuł oryginalny: „The Cross of Christ”; strony wykorzystane w tej publikacji: 393-396, 401-405, 410-418] 
 

Autorzy:
[ ] »Oswald Jeffrey Smith (ur. 8 listopada 1889, zm. 25 stycznia 1986) – kanadyjski duchowny ewangelikalny, misjonarz, pastor. W 1918 roku został ordynowany na duchownego w Kościele prezbiteriańskim. Jako kaznodzieja wygłosił więcej niż 12 tysięcy kazań i odwiedził 80 krajów. Często głosił kazania przez radio i telewizję. Był autorem 35 książek przetłumaczonych na 128 języków, 1200 pieśni oraz wierszy[2]. Na język polski przetłumaczono jego książki pt.: „Mąż, którego Bóg używa” (1960), „Moc z wysokości” (1960) i „Ewangelia, którą głosimy” (1963). Obie pozycje zostały wydane przez wydawnictwo Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego.«
https://pl.wikipedia.org/wiki/Oswald_J._Smith
»Oswald J. Smith był człowiekiem oddanym Ewangelii. Służył Bogu jako pastor, założyciel „Kościoła Narodów” w Kanadzie, ewangelista (odwiedził 80 krajów oraz głosił Dobrą Nowinę przez radio i telewizję), orędownik misji (jego kościół wspierał 500 misjonarzy) oraz autor 35 książek (przetłumaczonych na 128 języków) i 1200 pieśni oraz wierszy. Przesłanie Smitha było oparte na Biblii, dlatego nie straciło aktualności ani mocy. Także dziś, wiele lat po jego śmierci, porusza serca i w zrozumiały, obrazowy sposób przedstawia odwieczne prawdy Ewangelii.«
https://bozawola.kwch.org/ewangelia-ktora-glosimy-oswald-j-smith/

[ ] John Robert Walmsley Stott (ur. 27.04.1921 w Londynie, zm. 27.07.2011 w Lingfield) – brytyjski pastor, kaznodzieja i teolog anglikański stał się jedną z najcharakterystyczniejszych postaci ewangelikalnego protestantyzmu ostatnich kilkudziesięcioleci. Studiował w Trinity College na Uniwersytecie Cambridge. „Time” zaliczył go do stu najbardziej wpływowych ludzi świata, a polskim Czytelnikom spośród wielu jego książek znany jest bestseller „Chrystus i Ty” (polskie wydanie: baptystyczne Wydawnictwo „Słowo Prawdy”, Warszawa 1981 / książeczka propagowana także w Kościele Wolnych Chrześcijan w Polsce w latach 80. i 90.) oraz cytowana tutaj książka: „Krzyż Chrystusa” (1986 / pol. wydanie 2003).
https://www.gotquestions.org/John-Stott.html
https://www.churchtimes.co.uk/articles/2011/5-august/gazette/obituary-the-revd-dr-john-robert-walmsley-stott


Dodatkowe materiały (dwa kazania video):
---> Ewangelia w Centrum
»Wyzwolenie z niewoli Prawa | John MacArthur«
 
---> Ewangelia w Centrum
»Wezwanie Pawła: Trzymajcie się ewangelii | John MacArthur«
 

Z biblioteczki bloga:
»Nauczanie o krzyżu Chrystusa … (1
https://oczekujacchrystusa.blogspot.com/2024/07/nauczanie-o-krzyzu-chrystusa-1.html

»z serii: Krzyż Chrystusa w naszym życiu (przeciw duchowi tego świata) - „Mowa o Krzyżu”«
br. Montana (Cz. J.)
https://oczekujacchrystusa.blogspot.com/2017/06/z-serii-krzyz-chrystusa-w-naszym-zyciu.html

»Dla poszukujących Bożej Prawdy … (8) - „Piekło, nie chcesz tam iść”«
https://oczekujacchrystusa.blogspot.com/2024/06/dla-poszukujacych-bozej-prawdy-8.html

»Propaganda tego świata … (15): ekumenia-feminizm-gender
Mania wielkości i wszeteczeństwo, czyli …«
https://oczekujacchrystusa.blogspot.com/2024/07/propaganda-tego-swiata-15-ekumenia.html 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz