Armagedon duchowy ...
czyli ostateczny bój o
serca Chrześcijan rozpoczęty !
cz.3a.
Wyjaśnienie
terminu Armagedon w części pierwszej artykułu:
(...)
Mianowicie, trzy nieczyste duchy zwodzące ludzi
i narażające ich na gniew Boży (cierpienia i upadki w wierze, poranienia
duchowe), to:
1.
Ekumenizm (jedność w bałwochwalstwie i bluźnierstwach).
2.
Charyzmania (demoniczne manifestacje: „uzdrawianie”, „języki” i „proroctwa”).
3.
Emocjonalność (ludzka pożądliwość /
ego i fałszywa „duchowość” – uczucia).
Ad.3) „Chcę żywego Boga !”,
czyli moje emocje i podniety prowadzą mnie do Stwórcy.
Ludzka
psychika jest najciekawszą i zarazem najniebezpieczniejszą funkcją naszego
jestestwa tu na Ziemi. Zgodnie ze Słowem Bożym człowiek składa się z trzech
elementów: ciało, dusza, duch (I
Tes.5,23); w teologii określa się to mianem trychotomii.
Nie
wdając się w bardzo szczegółowe dociekania jaka jest dokładnie różnica między
duszą a duchem człowieka (nie jest to obecnie przedmiotem niniejszej
publikacji), można stwierdzić, że oba elementy odpowiadają za sferę życia
psychicznego (umysłowego) i duchowego. Począwszy od prostych zachowań organizmu
(ciała) typu: bodźce, czyli nasze zachowania i odruchy; następnie poprzez
uczucia – stany emocjonalne, indywidualną osobowość – charakter, wolę –
świadomość (decyzje), pamięć – intelekt, a skończywszy na poszukiwaniu i
wielbieniu Boga (wiara). Tu dochodzimy do biblijnego określenia: „serce”, które
ma znaczenie niematerialne.
Kiedy
Biblia wspomina o sercu w kontekście człowieka (lub jego wnętrzu), nie ma
namyśli stricte organów wewnętrznych – nawet jeśli posługuje się przenośnią
typu:
„Niech skończy się zło
niegodziwych, a umocnij sprawiedliwego, Boże sprawiedliwy, Ty, który badasz
serce i nerki. Moją tarczą jest Bóg, który wybawia ludzi prawego serca” Psalm 7,9-10 (w przekładzie „Uwspółcześnionej Biblii
Gdańskiej”).
Serce
w Starym i Nowym Testamencie, to miejsce najgłębszych uczuć i myśli (umysł); a
z nim związane są takie pojęcia jak np.: rozum, sumienie, upamiętanie się czy
nowe narodzenie w Duchu Świętym. Zatem można stwierdzić, że serce w tym sensie
jest centrum ludzkiej duchowości, w której swe miejsce ma zarówno dusza,
jak i duch. Oba elementy współpracują ze sobą w każdym człowieku, ale na
różnych poziomach korelacji. Mam tu na myśli dominację jednego elementu
składowego serca nad drugim. Znamy wszyscy ludzi, którzy albo są bardzo zmysłowi
/ materialistyczni (tzw. „przyziemni”), albo osoby bardzo uduchowione i
rozważne (np. „ascetyczne”).
Gdybyśmy
jednak w uproszczeniu przypisali duszy
– unikalny charakter każdej osoby (temperament, stopień wrażliwości /
emocjonalność), to duchowi ludzkiemu
z kolei moglibyśmy przypisać – potrzebę wiary (uduchowienie; umysł – świadomość
/ wola; nawrócenie – relacja z Duchem Świętym). Natomiast ciało, jako element wymiaru
materialnego, pozostaje jedynie środkiem wyrazu sfery duchowej – serca i jego
składowych.
Jakie
ma to znaczenie tutaj dla rozważań na temat emocji w relacjach ze Stwórcą ? Ma
i to zasadnicze. Na moje poznanie Słowa Bożego i rozeznanie w praktyce
zborowej, wyłania się tu zwodnicza cecha, tzw. „emocjonalność” ludzi wierzących
biblijnie. Dominacja duszy nad duchem ludzkim, czyli emocje i cechy charakteru
(podatność na przyjemności / pobudzanie), nad umysłem przemienionym w Duchu
Świętym poprzez Słowo Boże (świadomość, zrozumienie).
Współcześni
chrześcijanie ewangeliczni (cokolwiek to jeszcze znaczy ?), spragnieni są w
zborach uniesień emocjonalnych – podniet, przeżyć mistycznych, zjawisk
nadprzyrodzonych (znaków / „cudów”) oraz poprawy samopoczucia i
dowartościowania się (podniesienia samooceny – własne ego). Temu właśnie służą
ekstazy przy tzw. „uwielbianiu” (wpadanie w trans), gdzie czynnikiem
wyzwalającym nie jest głęboka treść pieśni czy hymnów uwielbiających Boga –
tylko bardzo głośna muzyka, jak na koncertach oraz tańczenie lub podskakiwanie
w miejscu (proszę obejrzeć świeckie koncerty dla porównania). Same pieśni
podczas takich „uwielbień” są dość płytkie i często charakteryzują się
powtarzaniem w kółko tych samych fraz (jak Wschodnie mantry). To działa bardzo na psychikę (emocje), czyli według
terminologii tutaj użytej – na duszę ! Zbory charyzmatyczne i naśladujące je
zbory liberalne – stają się miejscami zbiorowych terapii psychologicznych na
poziomie duszy (zmysłów, samopoczucia); ale nie pogłębiają rozumnie znajomości
Słowa Bożego na poziomie ducha. Nawet jeśli zdarzają się głębsze kazania, to i
tak odbiorcy (zborownicy) podnieceni i rozkojarzeni zaczynają się nudzić i
męczyć. Ich umysły nastawione są na płytkie doznania (bodźce emocjonalne), nie
na głębokie refleksje nad sobą. Z tym także wiąże się wielka odraza do teologii
biblijnej i badania Pisma.
Przypomina
to mechanizm występujący w przeróżnych sektach – nie samodzielne myślenie i
analiza (zrozumienie, dociekanie) treści Słowa Bożego, tylko ślepe wykonywanie
poleceń i pobudzanie się emocjonalne. Do tego we wszystkich denominacjach
ewangelicznych jest już rozpowszechniona i nadmiernie rozbudowana tzw. „służba
młodzieżowa”, która nie ma nowotestamentowego uzasadnienia. Przez tego rodzaju
socjotechniki wychowuje się i szkoli przyszłych liderów (pastorów i pastorki) w
zborach, którzy poprowadzą przyszłe pokolenia wychowane na emocjach (zmysłach) oraz
na płytkiej, powierzchownej wierze; a nie na głębokiej znajomości Słowa Bożego
(teologii). To zaowocuje w przyszłości tym, że takim wierzącym „sprzeda się”
wszystko przez ich Rady Kościołów i „naczelnych wodzów” – grupy trzymające
władzę. Synody Kościołów i wybory do „Rad Kościołów” (głosowania) wśród
delegatów, nic nie zmienią w globalnych trendach, i nie zapobiegną niszczeniu chrześcijaństwa
ewangelicznego. Przyszłe pokolenia będą całkowicie ogłupiałe duchowo: wesołość,
niefrasobliwość, naiwność; a także ślepota na głębię Pisma Świętego – poznanie
woli Bożej w naszym życiu. Osobiście nie jestem radykalnym przeciwnikiem
„służby młodzieżowej” w zborach (rozumiem duże zbory i potrzebę / troskę, by
„zagospodarować” biblijnie młodzież), jednak widzę w tej współczesnej formie
służby duże niebezpieczeństwo na przyszłość, dla następnych pokoleń. Z kolei te
„kościelne władze” w denominacjach mają już na tyle skostniałą i formalistyczną
strukturę, że ich „odmładzanie się” ową młodzieżą nic tu nie pomoże. Już zawsze
będą szły na kompromisy i układy ze świeckim stylem życia, z poprawnością
religijno-polityczną i z największym systemem odstępczej religii (ekumenizm).
Będą zawsze współpracować z każdą władzą świecką (państwową); a jeśli tak, to
jak myślicie Drodzy Czytelnicy – jak oni zachowają się, gdy nastanie Wielki
Ucisk ?! (Dan.12,1; Mat.24,21; Obj.2,22)
Ale
wracając do emocji i jestestwa człowieka ...
Należy
tu jeszcze wspomnieć o duchu człowieka nienawróconego i nawróconego Serce
nienawrócone do Boga funkcjonuje inaczej: jest zmysłowe (emocjonalne) pełne
pożądliwości i nastawione na egzystencję cielesną lub zwiedzione w swym umyśle
fałszywą religią i jej rytuałami – oszukującymi sumienia ludzi
religijnych. Innym rodzajem „wiary” błądzącego serca może być także ateizm,
czyli wiara w ludzki rozum / intelekt sam w sobie (własne „ja” – ego).
Natomiast
serce dotknięte Bożą łaską przez Ducha Świętego zostaje przemienione, czyli ludzki umysł i jego wola, która przestaje być zniewolona grzechem – zaczyna
szukać Stwórcy i biec w Jego kierunku, by Go poznawać i wzrastać w tej łasce.
Jednak inicjatorem tej przemiany jest sam Bóg, który to rozpoczyna – suwerenna
decyzja Boga (predestynacja Boża, nie ludzka decyzja). Wówczas ludzka wola
staje się naprawdę wolna w
Chrystusie, pod działaniem Ducha Świętego (serce).
„Nikt nie może przyjść do Mnie,
jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał, a Ja go wskrzeszę w dniu
ostatecznym. Napisano bowiem u proroków: I będą wszyscy pouczeni przez Boga.
Każdy, kto słyszał od Ojca i jest pouczony, przychodzi do Mnie” (Jan.6,44-45 / BW).
I
mając już tą wolną wolę od Boga, co
z nią robimy ?!
Współczesne
chrześcijaństwo zaczyna traktować krzyż Chrystusa, jak bezstresowy, miły i
wesołkowaty styl życia. Dlaczego ?
Dlatego,
że już wpuściliśmy do zborów mentalność tego świata. Zmysłowość („duszewność” /
emocjonalność), czyli radość i wolność obcą Ewangelii Chrystusa. Takie też są i
będą coraz częściej w zborach „nowonarodzenia” ze świata, a nie z Ducha
Świętego (przemieniony umysł ludzkiego ducha / serce). Pastorzy, idziecie
na ilość, a nie na jakość – hurtowo i pochopnie dopuszczając ludzi do chrztu
wodnego ! Wy się cieszycie z tzw. „zasobów ludzkich”, a oni nie rozumieją
dobrze Ewangelii, i narażają się na poranienia duchowe i rozczarowania
pielgrzymką wiary, która ma prowadzić drogą krzyża za Mistrzem (Mat.7,13-14 i 16,21-28). Czyli ... ? Zapieraniem się każdego dnia siebie samego
(swej cielesności / emocjonalności / zmysłowości – pragnienia ego) oraz rozumieć
co oznacza – być odrzuconym przez świat, idąc za Chrystusem.
A
przy okazji, głoszenie ludziom tego świata – prawdziwej Ewangelii Chrystusa
(tej nie popularnej o krzyżu i cierpieniu) nie oznacza, że należy bratać się z
otoczeniem i przyjmować ich metody i mentalność !
„(...) Lecz czy Syn
Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie ?” (Łuk.18,8b / UBG)
„Zranione
ptaki” – moje cierpienie, to mój bożek ...
W Polsce od wielu, wielu lat szerzy się
zaraza zwana: „ewangelią sukcesu, szczęścia i dobrobytu”. Przylazło to
zza Oceanu za sprawą różnych fundacji i sponsorów. Nawet stare denominacje protestanckie
ulegają temu (sponsoring), i wchodzą w ten populizm ewangeliczny bez zahamowań,
czy to „Rady Kościołów” czy poszczególni pastorzy. Do tego pojawiają się
przeróżnej maści „apostołowie i apostołki” – w zborach lub w sieci, którzy
jakoby głoszą świeże („nowe”) spojrzenie na ewangeliczne chrześcijaństwo. Ci „ewangeliści
i ewangelistki” głoszą nauki podobne do Ewangelii Chrystusa, ale oparte na
ludzkich pragnieniach i podnietach (ego). To cielesne „terapie” ubrane w otoczkę Słowa
Bożego – język biblijny i wyrwane z kontekstu wersety. Dają się złapać na to
wierzący biblijnie bez względu na wiek i starz w wierze. Na dodatek lgną do
nich ludzie (słuchają ich i im wierzą), którzy są w przeróżny sposób poranieni
psychicznie (emocjonalnie) i duchowo (brak właściwej znajomości Słowa Bożego –
doktryny). Miotając się w swym życiu, kiedy trafią na tych wilków i wilczyce w owczej skórze, idą za nimi jak w dym. Dlaczego
? Bo wilki łechcą ich pożądliwości i obiecują to, czego oni pragną w swych
sercach. Ludzie z problemami emocjonalnymi odczuwają wstręt do nauki o Bogu
(teologii), ale przepadają za mówieniem gładkich słów o Panu Bogu („że ich
kocha i wszystko im da”). Nie znają woli Bożej zawartej w Jego Słowie, i nie
mają pojęcia co oznacza: „Ciasna Brama i Wąska Droga” wiary w Chrystusa
na co dzień (Mat.7,13-14). Natomiast
ze swych cierpień i zranień emocjonalnych w życiu – zrobili sobie własnego
„bożka”, którym próbują straszyć innych i terroryzować otoczenie. Mam nieraz do
czynienia z takimi osobami na Facebooku ! Muszę się z nimi zawsze zgadzać i
mówić im to, co im pasuje. Inaczej obrażają się na mnie. Jaki to jestem: „niedobry”,
„bez miłości”, „bez współczucia” – kiedy próbuję ich nakierować na studiowanie
Słowa Bożego, upamiętanie się (porzucenie cielesnego sposobu życia) oraz na
zaufanie Chrystusowi w modlitwie. Wielu z nich też uważa swoje stany
emocjonalne (uczucia i własne wyobrażenia o Bogu), że to przejaw „Ducha” i
wielkiej ich „pobożności”. Jednak na czytanie Słowa Bożego najczęściej nie mają
czasu lub sił. Wolą słuchać papki podanej przez ludzi, których nauk nie
potrafią rozpoznać, czy jest zgodna z wolą Bożą w Biblii. Dlaczego ? Ponieważ
dla tych „zranionych ptaków” najważniejsze jest ich cierpienie, które
koncentruje ich umysły / serca na własnym „ja”. Cierpienia, doświadczenia
(próby od Boga) często nie są miłe czy łatwe; często też upadamy, ale jeśli
jesteśmy zapieczętowani Duchem Świętym, to wydarzenia, które nas spotykają
muszą coś oznaczać ... (?).
Na temat tzw. „chrześcijańskiej
psychologii” już napisano i powiedziano dużo, jednak ta zwodnicza fala ciągle
wzbiera i zalewa środowiska ewangeliczne. Nic dziwnego, że kiedyś jedna znajoma
pytała mnie wielokrotnie czy wiara biblijna jest prawdziwa czy to: „jakaś
psychologia tylko ...”. Osoba ta uczęszcza na terapie (indywidualną i grupową)
ponieważ zostało jej to zalecone przez lekarzy. Natomiast nie dziwię się jej,
jeśli podobny przekaz terapeutyczny słyszy z ust tych zwodniczych głosicieli
ukrytej, zakamuflowanej – „psychologii ewangelicznej”, jako rzekomo „biblijne
nauczanie i pomoc wiernym” (filmiki na you tube). Ludzie chodzący do terapeutów
rozpoznają te same treści humanistyczne (odwoływanie się do własnego „ja”);
tyle, że teraz ubrane w cytaty z Ewangelii lub np. z Ksiąg Mojżeszowych. A
„zranione ptaki” fruwają sobie od zboru do zboru, od jednego „nauczyciela” do
drugiego, i szukają „nauk” – co ucho łechcą (ich emocjonalne serce / ego). To
nic innego jak diabelski idee ruchu New
Age* przeniesione na grunt chrześcijański – swoista mieszanka: religii
Wschodu, psychoanalizy freudowskiej i narracji biblijnej. A do czego to
prowadzi ? Do „pompowania” ludzkiego egoizmu: „jestem najważniejszy, moje
potrzeby i pragnienia są sensem mojego istnienia na Ziemi, a Chrystus jest moim
sposobem do osiągnięcie tych celów” (mentalność zwiedzionych ludzi przez chwyty
psychologiczne / parafraza autora tego artykułu).
*New
Age [czytaj: nju ejdż] – z ang.: Nowy Wiek, Nowa Era; inna nazwa tego
globalnego ruchu filozoficzno-religijnego-mistycznego, to „Era Wodnika” lub
„Konspiracja Wodnika”. Diabelska mieszanka przeróżnych wierzeń i praktyk, jako „nowa
duchowość” człowieka przyszłości. Twory New Age w chrześcijaństwie dziś, to
np.: „chrześcijańska joga”, „chrześcijańska medytacja Zen”, „psychologia
chrześcijańska”, a nawet „panteizm chrześcijański”.
[więcej informacji o istocie i
klasyfikacji New Age w materiale: „Armagedon duchowy” cz.3b.]
A tu przedstawiam przykład jak nauka i
religia (w tym wypadku rzymski system religijny) podają sobie ręce i podchodzą
do jestestwa człowieka w sposób holistyczny – całościowy (z gr. „holos” /
całość); tak charakterystyczny dla idei ruchu New Age, który płodzi pokraczne
hybrydy typu: „chrześcijańskie psychoterapie”. Jak powiadają starzy
handlowcy i akwizytorzy: „Jest popyt – jest podaż”. Poniżej szczere do
bólu:
„Trzeci okres, który rozpoczął się w
końcu XX wieku i trwa do dzisiaj, to czas, w którym, w celu określenia norm zdrowia
i patologii, w psychologii i psychiatrii zrodziła się konieczność syntetycznego
przeglądu problemów psychiki ludzkiej. W podejściu do człowieka, zaczęła
przeważać tendencja ujmowania go w całej pełni jego istnienia, dostrzegając duchowy
i psychofizyczny wymiar życia. W praktyce terapeutycznej zaczęto zezwalać na
oddziaływanie religijne na pacjentów, dostrzegając pozytywny wpływ modlitwy i
sakramentów. Coraz częściej można w szpitalach psychiatrycznych zauważyć też
kaplice i księży kapelanów. Obecnie pojawia się coraz więcej książek na temat uwzględniania
duchowości i religijności w psychoterapii oraz artykułów w naukowych
wydawnictwach opisujących wyniki badań w tym zakresie. Po okresie ostrych
napięć między psychiatrią a religią, obecnie zaleca się zwracanie uwagi na
czynnik religijny w diagnozie i leczeniu, nie traktując go już jedynie jako czynnika
chorobowego. W dzisiejszej psychiatrii w XXI wieku zauważa się już wzajemny
związek między stylem życia i religijnością człowieka, jego stosunkiem wobec kwestii
moralnych, a zdrowiem psychicznym. W literaturze psychiatrycznej na świecie
coraz liczniej pojawiają się artykuły postulujące uwzględnianie duchowego
wymiaru życia pacjentów, akcentujące rozmowę z pacjentami o ich życiu duchowym,
czy namawianie pacjenta do kontaktu z duszpasterzem” („Współpraca kapłana i
psychiatry w celu przywrócenia zdrowia człowieka” ks. Piotr Pietkiewicz, Diecezja
Białostocko-Gdańska; „Elpis” – czasopismo teologiczne Katedry Teologii
Prawosławnej Uniwersytetu w Białymstoku; Białystok 2016; str. 133-134).
Szkoła
„Sozo”, czyli pułapka dla naiwnych owiec nieznających Pasterza.
Przykład 1
Uzdrowienie z nietolerancji
laktozy, czyli Słowo Boże jako zaklęcia typu: „abrakadabra”:
„Od sierpnia 2017 roku jestem studentką
Charis Bible College Polska oraz członkiem kościoła «Życie Sozo» w Łodzi.
We wrześniu i w październiku nasz Pastor
głosił w kościele opowieść o siewcy. Zachęcał nas, abyśmy siali Słowo Boże w
naszych sercach. Dwa razy o tym mówił, a ja dopiero za drugim razem to
usłyszałam. Usłyszałam wyraźnie: UZDROWIENIE.
Dokładnie wiedziałam o co chodzi. O moją
nietolerancję laktozy. Mój Duch do mnie przemówił, a ja to od razu odrzuciłam.
Założyłam, że będę potrzebować dużo czasu na zmierzenie się z tą GÓRĄ i chyba w
ogóle nie chciałam się tym zajmować. Zaczęłam wymieniać inne dziedziny mojego
życia, w które warto zajrzeć – takie małe pagórki. (...)
Karmiłam się Słowem czytając je
codziennie. Powtarzałam je w sklepie przechodząc koło produktów „bez
laktozy”. Nadal je kupowałam, ale obok nich pojawiały się też te normalne z
zawartością wszystkiego. Zaczęłam je stopniowo wdrażać w jadłospis”.
Przykład 2
Często występują ciekawe połączenia w
poglądach tych „chrześcijańskich terapeutów” i charyzmatyków – „specjalistów od
cudów”; mianowicie mają bardzo liberalne poglądy, co do praktycznej strony Ewangelii
w życiu oraz z reguły są zwolennikami ekumenii. Czy Duch Święty z takimi ludźmi
współpracuje, działa przez nich ? Jedni specjalizują się w „psychologicznym
uzdrawianiu”, drudzy w „uzdrawianiu” o mocno podejrzanej mocy (źródle).
Poniżej przedstawiam podział „uzdrowień”
wg. jednego z charyzmatyków, który starał się być chyba „obiektywny” w swym
mniemaniu (skrót własny / szerszy opis w
dodatku #4 pdf / źródło):
„Modele służby uzdrawiania. Wśród
chrześcijan, którzy akceptują służbę uzdrawiania chorych można zauważyć spore
różnice w poglądach i praktycznej stronie ich służby:
1) Model pentakostalny (Zielonoświątkowcy–ewangeliści
i uzdrawiacze).
2) Model liturgiczno–sakramentalny (kościół
anglikański i KRK).
3) Model neopentakostalny (liderzy–szkoleniowcy / uzdrawianie
wewnętrzne).
4) Model pentakostalno–uwolnieniowy
(np.: Kenneth Hagin i Derek Prince).
5) Model psychologiczno–duchowy (liderzy
wewnętrznego uzdrawiania)”.
Przykład 3
A oto kabaret „uzdrawiania” wszystkich
ze wszystkiego pt.: „Masowe uwolnienie Szkoła 301-Kielce
2016r.” (zbiorowa hipnoza / wprowadzanie w trans poprzez ciągłe powtarzanie
pewnych zwrotów – mantry / afirmacje,
podatnych i pozytywnie nastawionych słuchaczy):
Co na ten temat piszą z kolei
inni Bracia
?
„Sozo,
według jej propagatorów, jest służbą w kościołach ewangelicznych, w ramach
której pomaga się uzdrawiać osoby ze skutków zranień i grzechów, a także
uwalniać ich z sideł demonicznej działalności poprzez odnalezienie kłamstw z
przeszłości, blokujących obecną relację z Bogiem. Służba ta ma na celu
przywrócenie ludzi do relacji z Bogiem i prowadzenia bardziej owocnego i
satysfakcjonującego życia.
Jej zwolennicy twierdzą, że rozpoczęła
się ona już w czasach Jezusa, który według nich stworzył jej fundamenty poprzez
modlitwę i uwalnianie ludzi. Greckie słowo „Sozo”, od którego wzięła swoją
nazwę, oznacza: uratować, zachować, ocalić, leczyć – a to wystarczające
podstawy legitymizujące ich działania. Biblijną podstawą służby Sozo są
najczęściej fragmenty z 61 rozdziału księgi Izajasza, a także Psalm 91 oraz 1
List Jana (3,5-9). Odział służby Sozo na Florydzie jest na tyle uczciwy, że
przyznali: „wewnętrzne uzdrawianie” nie jest biblijne. Jednakże chwile potem
wskazują na szereg kompletnie wyrwanych z kontekstu wersetów, mających jakoby
potwierdzać to, co Bóg robi podczas ich sesji. Wiarygodność wszelkich
służb, teorii, doktryn, nauk, itp. zbudowanych na pojedynczych fragmentach pozostaje
w ogromnej wątpliwości”.
Koniec cz.3a.
cdn.
DG, 25.07.2019
Hector Walker (AG)
P.S.
„Armagedon
duchowy”
cz.1.
„Armagedon
duchowy”
cz.2.
https://oczekujacchrystusa.blogspot.com/2019/03/propaganda-tego-swiata-5_17.html